Życie, zarówno osobiste, duchowe, jak i zawodowe, to nieustanny rozwój. Stawianie sobie kolejnych celów i osiąganie ich… albo i nie osiąganie, gdyż nie wszystko, co zakładamy, jest dostępne od ręki albo w pierwszym możliwym terminie. Ważne jest, by znalazło się na liście celów, planów, marzeń. Wówczas jest obecne na którymś poziomie świadomości i w sprzyjających okolicznościach oraz właściwej chwili pojawia się, stając się osiągnięciem. Jeśli jest nasze.

Często realizujemy cele i marzenia innych. Zostają nam one wdrukowane przez rodziców, dziadków czy nauczycieli w szkole. Często się słyszy „On jest taki dobry z matematyki. Powinien iść na studia techniczne”… A jego marzeniem jest podróżowanie po świecie a pasją fotografia… Albo tradycją rodziny są studia prawnicze, medyczne czy bankowość. I dziecko wychowane w takim rodzie nasiąka tym tematem i kontynuuje rodowe tradycje. Nie ma w tym nic złego pod warunkiem, że jest to świadome i zgodne z danym człowiekiem.

Jeszcze inna sytuacja ma miejsce, gdy człowiek próbuje realizować niespełnione marzenia rodziców. Ja sama dwa razy podchodziłam do egzaminów na biologię. Nie dostałam się, gdyż to zdecydowanie nie była droga mojej duszy… Ale od dziecka słyszałam od mamy, że ona bardzo chciała studiować biologię, lecz nie miała warunków. No i podczas wybierania własnej ścieżki włączyło mi się „ja za Ciebie, mamo… Ty nie mogłaś, więc ja to zrobię… udając, a nawet przez jakiś czas wierząc, że to moja droga, moje pragnienie i mój cel”.

Warto pytać siebie, czy miejsce, w którym obecnie się znajdujemy jest naszym właściwym miejscem albo czy przynajmniej znajduje się na dobrym szlaku do naszego celu.

Warto sprawdzać, czy pragnienia, marzenia i plany są na pewno nasze. Jeśli tak, czujemy lekkość, radość i podekscytowanie. Jeśli nie, może pojawić się lęk, ciężar, przymus, poczucie konieczności.

I jeszcze jedno ważne pytanie warto sobie zadawać… „Czy to, co teraz robię, albo zamierzam w najbliższym czasie robić, przybliża mnie, czy oddala od mojego celu?”