Wszyscy mówią o tym, jak to chcą coś zmienić albo naprawić ale tak naprawdę w ostateczności możemy naprawić tylko siebie. A to i tak sporo, bo gdy jesteśmy w stanie naprawić samych siebie, takie działanie ma efekt kuli śnieżnej.
Rob Reiner
Takie gładkie stwierdzenie dzisiaj znalazłam w książce „Wewnętrzna dynamika coachingu”. W pierwszym momencie pomyślałam sobie, że to takie super i że niedawno pisałam o tym zmienianiu siebie. Moment później coś mi zaczęło zgrzytać… i zgrzytało coraz bardziej.
Zaraz, zaraz… jakie naprawianie? Co potrzebuje naprawienia? Coś, co kiedyś działało dobrze a później albo przestało działać, albo działa wadliwie. Jeśli założę, że trzeba mnie naprawiać, to oznacza, że jestem wadliwa, zepsuta, uszkodzona. A przecież nie jestem.
Ludziom potrzebny jest rozwój, ewolucja ich istoty. I wcale nie oznacza to, że w danym momencie są nie tacy, jacy powinni być. Jeśli przyjmiemy założenie, że przychodzimy na ten świat by się rozwijać, by przebyć jakąś drogę od punktu A do punktu B, to w każdym miejscu tej drogi jesteśmy doskonali. Doskonali na tę chwilę i doskonali dla danego doświadczenia.
Z perspektywy czasu i przeżytych doświadczeń może nam się wydawać, że kiedyś w przeszłości postępowaliśmy źle, głupio, bez sensu. A tak naprawdę to był etap drogi. Bez tamtych doświadczeń nie byłoby dnia dzisiejszego.
Jesteśmy doskonali dokładne tacy, jacy jesteśmy – każdego dnia. Nie dajmy sobie wmówić, że coś jest z nami nie tak, że trzeba nas naprawić, albo że sami powinniśmy to zrobić. Nie naprawić.
Ewoluować.
Każdego dnia uczyć się lepszego przeżywania własnych doświadczeń…
